piątek, 30 stycznia 2015

Rozdział 6- "...Nie podawaj się. Nigdy. Niezależnie ile Cię to kosztuje i jak bardzo odbija się na Twojej psychice. Nie przestawaj walczyć. O wiele bliżej masz do wygranej. Próbuj. Trzy razy, siedem, a nawet dziesięć. Uda się. W końcu poczujesz tę satysfakcję, staniesz na podium i zrozumiesz, że podczas walki odpuszczają tylko słabi...."


" Życie zaskakuje na każdym kroku. Tak naprawdę nigdy nie wiadomo, co nas czeka. Można planować spotkania, układać harmonogram dnia, przygotowywać się do ważnych egzaminów, a los i tak zrobi wszystko po swojemu. Nie warto nastawiać się z góry albo cieszyć się przedwcześnie. Należy iść do przodu, krok w krok z przeznaczeniem. " 

* * * 

Życie większości ludzi można porównać do puzzli... 
Dzielą się na pewne grupy. 

Pierwsza: 
Pięćdziesiąt elementów. Można je w miarę szybko poskładać i w jeszcze krótszym czasie rozłożyć na czynniki pierwsze. 

Druga: 
Pięćset elementów. W tym gronie ludzi żyje się trudniej. Trzeba poświęcić więcej czasu by znaleźć sens i dostrzec piękno takiego życia. Wystarczy trochę poczekać na efekt, który jest zniewalający. 

Trzecia. 
Moja grupa. Kilka tysięcy elementów. Można ją porównać do rogalika. 
Po pewnym czasie wszystko się psuje. Idealny rogalik zmienia się w bułkę tartą. Spróbujcie choć raz złożyć rogalika z wielu ziarenek bułki tartej. To niemożliwe. Tak wygląda moje życie. 
Nic już nie będzie takie samo... 

* * * 

Dwa dni później... 
Siedziałam na krześle w kuchni i rozmyślałam o tym wszystkim. Rozkoszowałam się wonią kwiatów. Dotykałam opuszkami palców krawędzi filiżanki. 
To mnie niszczy od środka. Moje wzloty i upadki zdarzają się coraz częściej. Wahania nastrojów, wewnętrznej siły, samopoczucia... wszystkiego. 
CO JA MAM ZE SOBĄ ZROBIĆ? 
Wewnętrzne rozdarcie jest nie do wytrzymania. Czuję się coraz gorzej. Może nie tak jak po wypadku. Myślałam, że wyszłam z depresji ale co ja się oszukuje. Nigdy to się nie stanie. 

* * * 

Muszę się zebrać, pozbierać wszystkie części siebie pozostawione daleko w dal. 
Potrzebuje solidnego kopa w dupę, który da mi siłę a nie osłabi jak inne... 
Nadszedł czas bym szczerze porozmawiała z Dominikiem. Chcę wiedzieć czy wciąż ma do mnie żal. 
Usłyszałam dźwięk domofonu. Wiedziałam, że czeka mnie trudna rozmowa... ale nie myślałam, że to będzie tak szybko.

- Hej- powiedziałam niepewnie. 
- Cześć. Co u ciebie?- spytał sztywno zdejmując buty. Nie czułam się dobrze w tej sytuacji. Nie miałam pomysłu od czego zacząć. 
- Ujdzie.Dominik? 
- Tak? 
- Dziękuję ci za wszystko.  Za to, że jesteś...-nie dokończyłam, przerwał mi.
- Przestań. Przecież wiesz, że robię to dla ciebie.- spojrzał na mnie tym lekkim wzrokiem.
- Dziękuje ale czy nie masz do mnie żalu?- spytałam wreszcie.  Ale znowu utwierdziłam się w przekonaniu, że to nie jest potrzebne.
- Za co? Za to, że ze mną mieszkasz? Przecież jesteśmy rodziną.-odparł. 
- Nie, nie o to chodzi. 
- A o co ? 
- O... wypadek.- Nie dam rady...
- Dlaczego mam mieć do ciebie żal? Przecież to nie twoja wina. 
- Dobrze wiesz, że gdyby nie ja nic by się nie stało a Emilia by żyła!- wykrzyczałam. Kolejne łzy... 
- Nie płacz proszę. Nic nie poradzisz. Tak musiało być. 
- Wcale nie.- po tych słowach wybiegłam. 

Znowu się rozkleiłam. DLACZEGO NIE MOGĘ SOBIE PORADZIĆ Z WŁASNYM ŻYCIEM?  CZEMU DLA MNIE TO TAKIE TRUDNE A DLA INNYCH NIE...
Może czas to skończyć. 

Serce człowieka waży 300 gram. Ale w tamtej chwili czułam, jakby miało ono co najmniej kilogram więcej. Coś nie pozwoliło mi wydusić z siebie ani słowa. Z trudem łapałam powietrze, a słone łzy sunęły po policzkach. Dłonie miałam zaciśnięte w pięści. Byłam gotowa do walki. Ale z czym? Z własnym życiem? Z rzeczywistością? Z niesprawiedliwością? Sama ze sobą? 
- Dlaczego te wszystkie złe rzeczy, ciągle przytrafiają się mnie? - zapytałam, patrząc oczami, w których właśnie upadała nadzieja. Wszyscy okazują mi litość. Nienawidzę tego. 

Sięgnęłam ręką po żyletkę. Zrobiłam jedno głębokie cięcie... już mi się to zdarzało. 
Drugie... 
Trzecie... 
Patrzyłam jak narkomanka na kapiącą krew. Miałam zamiar zamknąć drzwi na klucz, ale... 
Mój kochany braciszek wymontował zamki. Był na to przygotowany. 
-Super- odparłam sama do siebie. 
Sięgnęłam po opakowanie tabletek nasennych i antydepresantów. Nie lubiłam tego świństwa. W końcu się przyda. 
Nie chciałam się zabić. Chciałam by problemy zapomniały o mnie by było łatwiej, po prostu. W tym momencie myślałam tylko o tym aby oderwać się od rzeczywistości. Choć na chwilę... 
Łykałam całą garść tabletek. Jedną po drugiej. Na zmianę... zielona... biała... zielona... W końcu to poczułam. Radość... 
Czułam jak odpływam. Bez boleśnie. Padłam na ziemie. Resztką sił doczołgałam się do okna. Zrzuciłam doniczkę. Chciałam zwrócić na siebie uwagę. Nie chciałam umrzeć. W końcu poczułam, że żyje... 

* * * 

Miałam wspaniały sen. Choć raz jakaś odmiana od koszmarów. Śniła mi się Emilia. Moja kochana siostra. Jej piękne blond włosy falowały na wietrze a zielone oczy ze spokojem były wpatrzone we mnie. 
- Wybaczysz mi? - spytałam w myślach. 
- Już dawno to zrobiłam.- odparła z uśmiechem.
- Ale ty wciąż podświadomie sobie nie dałaś szansy. Zrób to dla naszego brata.
- Spróbuje.
Wreszcie zaznałam choć odrobinę spokoju...

* * * 

Byłeś kiedyś czegoś tak bardzo pewien, że mógłbyś obstawić o to własne życie? Odpowiedź brzmi: nie. Bo zawsze pojawia się jakiś cień wątpliwości. Zawsze świta w głowie, jedno ciche: a co by było, gdyby..? Nigdy nie będziesz w stanie powiedzieć: tak, możesz mnie zabić, jeśli się mylę. Bo w jakimś małym procencie, w którymś szczególe - na pewno popełniłeś błąd. Nie ufaj własnemu przeczuciu ani nie obstawiaj zbyt wiele, gdy pokrywasz to krótkim "tak mi się wydaje". 

Nie podawaj się. Nigdy. Niezależnie ile Cię to kosztuje i jak bardzo odbija się na Twojej psychice. Nie przestawaj walczyć. O wiele bliżej masz do wygranej. Próbuj. Trzy razy, siedem, a nawet dziesięć. Uda się. W końcu poczujesz tę satysfakcję, staniesz na podium i zrozumiesz, że podczas walki odpuszczają tylko słabi. Bo wstydem nie jest próbować, ale w ogóle nie spróbować. "Jeżeli szczęście nie przyszło jeszcze do ciebie to znaczy, że jest duże i idzie małymi krokami" 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ 

czwartek, 11 grudnia 2014

Rozdział 5- "...Żeby stać się kimś innym nie trzeba za czymś gonić ani czegoś szukać, wystarczy spojrzeć w głąb siebie, w serce, które za każdym razem powie to samo: urodziłeś się by być tym, kim jesteś...."


Świadomość, jak bolesne bywa życie, boli niemiłosiernie. Chwile, w których uświadamiamy sobie, że gorzej już być nie mogło, bywają trudne do zrozumienia. Momenty, gdy tracimy coś bezpowrotnie, wpisują się w naszą pamięć już na zawsze. Jesteśmy ludźmi. Popełniamy błędy. Pochopnie podejmujemy decyzje. Marzymy. Myślami wracamy do przeszłości. Żyjemy. Staramy się każdego dnia coraz mocniej. Aż w końcu odpuszczamy. Codzienność traci swój rytm. Brakuje sensu i celu. Żyjemy, ale nie można tego nazwać normalnym istnieniem między ludźmi. Udajemy. Gramy nie swoje role. Ukazujemy się w fałszywym świetle, przez co tracimy na wartości.

* * *

Ten dzień nie należał do pogodnych. Słońce co jakiś czas wyglądało zza chmur, lecz robiło to tylko chwilowo. Co jakiś czas kilka kropel deszczu odbijało się o chodnik.
Miasto żyło już od siódmej godziny rano. Rozbiegani ludzie, pędzące auta, krzyczące dzieci, których mamy odprowadzały je do przedszkola, po drodze rozmawiając o nowym butiku w centrum. Mogłoby się wydawać, że pomimo pogody pół miasta wybiegło na ulice.
Gdzieś pomiędzy tymi wszystkimi, zajętymi swoim życiem ludźmi, na ubocznym murku siedziała Kamila. Oddalona od tego pędu i hałasu, trzymając papierosa w trzęsących się dłoniach, zastanawiała się nad jednym, dość ważnym pytaniem: DLACZEGO JA?

* * *

Nadszedł czas aby opowiedzieć wam trochę o mojej rodzinie albo raczej o tym co z niej pozostało.
Można powiedzieć, że moi rodzice są ze sobą od przeszło dwudziestu lat. Tak naprawdę tylko na papierze. Tego od pewnego czasu nie można nazwać małżeństwem...
Mama nie mogła zostawić ojca pomimo, że poza pracą ciągle chodził pijany, bił ją i ciągle krzyczał. Ona wciąż go kocha. Oszukuje się, że będzie lepiej ale nie będzie... Jestem tego pewna.
Mam starszego brata Dominika, który w czasie napadów ojca się mną zajmuje.
Lubie go bo on jedyny choć trochę na mnie zwraca uwagę. Przynajmniej kiedyś tak było...
Rodzice się do niego nie odzywają od ponad półtora roku. Wtedy bez ich wiedzy zabrał mnie i moją siostrę do siebie. Tego dnia Emilia zginęła. Rodzice mu tego nie wybaczyli. W rzeczywistości ja jestem winna jej śmierci ale mój kochany brat bohater wziął to na siebie. Od tego czasu dręczą mnie wyrzuty sumienia. Każdej nocy śni mi się Emili. Przez to wpadłam w depresję. DLACZEGO ŻYCIE JEST TAKIE TRUDNE?
Wiele razy próbowałam popełnić samobójstwo.
Zawsze ktoś mnie odratowywał. Momentami wydaje mi się, że powoli uczę się żyć. Że staram się zapełnić pustkę, która ogarnęła moje serce. Ale nadchodzi też taki czas, który powtarza mi, że jestem zbyt słaba by wygrać walkę z przeszłością.
ZBYT SŁABA by nawet się zabić.
Jak żyć by mieć nadzieję na lepsze jutro? Co skłania Boga do zrzucania na człowieka ogromnego ciężaru istnienia? Czy można mieć pretensje do samego siebie za to, że nadal tutaj się jest? Jak długo trwa czas, w którym śmierć wydaje się być lepszą opcją niż życie? I co zrobić by funkcjonowanie na tym świecie było najlepszą inwestycją z jaką poradził sobie Bóg?

* * *
Zauważyłam znajome czarne BMW . A co jeśli Dominik nie wybaczył mi tak jak rodzice? Byłam zagubiona. Nigdy nie rozmawiałam o wypadku z nikim oprócz rodziny. Nie było nikogo kto by znał moją tajemnice...
Nie było nikogo odpowiedniego.
Znowu moja psychika siadała. Kolejne łzy. Łzy osamotnienia.
Z samochodu wyszedł kolega Dominika i zapakował moje rzeczy do bagażnika. Chyba miał na imię Honoriusz bo mój brat mówił do niego Honor. A może Hubert. Nie pamiętam...
Obejrzał mnie od góry do dołu. Zauważył, że płaczę. Znał moją sytuacje... niestety.
Wymienili spojrzenie i po chwili leżałam na tylnej kanapie samochodu.
Tym razem nie było przebacz. Płakałam przez ponad dwu godzinną drogę. W ciszy. Gdy Dominik się odwracał uśmiechałam się. Robiłam dobrą minę do złej gry.
W duszy wiedziałam, że on o tym wiedział.
DLACZEGO JESTEM TAKA SŁABA?

* * *

Ludzie często naklejają na twarze sztuczne uśmiechy. Udają. Chcą przez chwilę byś kimś innym. Wchodzą w inny świat, w chwilowe nowe życie. Kłamią. Oszukują. Po co? Aż tak źle jest im w rzeczywistości? Nie. Oni szukają wzniesienia, czegoś co pokaże im jak żyć. Chcą zacząć od nowa, od podstaw. Są w błędzie. Żeby stać się kimś innym nie trzeba za czymś gonić ani czegoś szukać, wystarczy spojrzeć w głąb siebie, w serce, które za każdym razem powie to samo: urodziłeś się by być tym, kim jesteś.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Z góry przepraszam za błędy.

wtorek, 2 grudnia 2014

Rozdział 4 ,, Szczęściarz"


Szczęściarz. Człowiek, któremu wszystko jest po drodze. Nie przegrywa. Nie cierpi. Niezależnie w co włoży ręce, zawsze mu się to uda. Nie potyka się. Nie upada. Nie wie co to pech. Nosi przy sobie czterolistną koniczynkę? Codziennie spotyka kominiarza? Czarny kot nigdy nie przebiegł mu drogi? Ma w domu milion porcelanowych słoników z podniesioną trąbą? Nie. Po prostu jest szczęściarzem, wielkim przeciwieństwem mnie - dziewczyny wiecznie nienawidzącej życia.

* * *

Spoglądałam przez okno przez wiele godzin. Widziałam oddalające się lotnisko. Coraz mniejsze, bardziej oddalone.
Żegnam mój kraj, rodzinę, problemy, marzenia, życie...
Zostawiam tu przyjaciół, wspomnienia, wszystko... tak po prostu.
Wiele o tym myślałam ale wciąż mam wątpliwości.
A jeśli tam będzie jeszcze gorzej?
Jeśli zamiast ciągle się osuwać... osunę się na dobre?
Może mi się wszystko zwali na głowę.
Równie dobrze mogę odnaleźć tam swoje przeznaczenie i nigdy więcej nie uronię kolejnej łzy osamotnienia?

* * *

Momentami wydaje mi się, że powoli uczę się żyć. Że staram się zapełnić pustkę, która ogarnęła moje serce. Ale nadchodzi też taki czas, który powtarza mi, że jestem zbyt słaba by wygrać walkę z przeszłością.

* * *

W samolocie dominuje biały kolor oraz zapach lawendy. Zamykam oczy. Ronie kilka łez.
-Mogę się dosiąść? -słyszę cichy melancholijny męski głos. Dlaczego teraz kiedy się rozkleiłam?
-Jeśli sobie tego życzysz.- odpowiadam po chwili namysłu. Czuje miły, delikatny zapach męskich perfum. Otwieram oczy. Zauważam dużo wyższego ode mnie bruneta o zielonych oczach. Siedzieliśmy przez chwile w ciszy. Słychać było tylko przytłumione rozmowy kilku osób w samolocie. Nic dziwnego. Jest późno.
-Jestem Filip i mam dziewiętnaście lat. A ty co mi powiesz o sobie?
-Kamila siedemnaście lat. Numer buta też mam podać? - wycedziłam przez zęby.
-Oj nie spinaj się tak. Po prostu się nudzę. Dlaczego płaczesz? - w tym momencie coś znowu zaczęło się we mnie łamać. Znowu miałam to uczucie... żalu, wyrzutów sumienia. Widok umierającej siostry, nagłówków gazet. Wszystko przeze mnie...
Czuje jak się staczam.
-Nie twój interes.- odpowiadam.
-Spoko. Dokąd lecisz?
-Do nowej rzeczywistości. Do miejsca, w którym mam nadzieje znajdę swoje miejsce na ziemi. - o dziwo się uspokoiłam. Moje oczy nadal się iskrzyły ale już nie tak bardzo. Może to dobrze, że się przysiadł.
-Takiego miejsca ze świecą szukać. Jesteś polką? Świetnie mówisz po polsku.-
-Tak, jestem z Sopotu. A ty? - spytałam zaciekawiona.
-Z polskiego miasta w stanie Waszyngton.
-Żartujesz? Też tam jadę. - dziwny zbieg okoliczności. Nie wierzę w zbiegi okoliczności.
-Nie, nie żartuje. Na serio tam mieszkam. Po co się tam wybierasz?
-Mam tam mieszkać z bratem. - odpowiedziałam.
-Na jakiej ulicy? - nie wiem dlaczego mu ufam. Moja kolejna wada. Za bardzo ufam ludziom.
- Chyba na zamiejskiej. A co Cię tak to interesuje?
- Nie wiem tak po prostu. Mieszkam niedaleko. Mogę Cię odwieść z lotniska. Jeśli chcesz oczywiście.- powiedział z uśmiechem.
-Dzięki, brat po mnie przyjedzie. Ale możemy się jeszcze kiedyś spotkać jeśli chcesz. Nie znam tam nikogo- no i palnęłam.

* * *

Wymieniliśmy się telefonami gadaliśmy przez cały lot. Mam nadzieje, że jeszcze go spotkam. Wydaje mi się, że skądś znam Filipa.
Nie to tylko moja chora wyobraźnia.

* * *
Gdyby istniała możliwość cofnięcia się do jednego wybranego momentu w życiu, jestem pewna, że każdy by ją wykorzystał. Znaleźlibyśmy się w chwili, gdy powiedzieliśmy o kilka słów za dużo, gdy poszliśmy w złą stronę, gdy zachowaliśmy się nieodpowiednio, gdy odpuściliśmy, gdy mogliśmy zrobić więcej, gdy przestaliśmy walczyć. Myślę, że każdy z nas naprawiłby swój błąd, udoskonaliłby przeszłość, znalazł nową ścieżkę i nie cofał się do momentu, w którym zniszczył wszystko.

* * *

Weź się w garść. Pozbieraj części siebie, które upadły. Weź głęboki oddech. Zapomnij o wszystkim, co ciągle ciągnęło cię w dół. Oderwij się od dawnej codzienności. Zawalcz o swoją przyszłość. Staraj się. Nigdy nie mów, że jesteś słaba. Nie wmawiaj sobie, że nie dasz rady. Zrób krok do przodu, a potem następny i jeszcze kolejny. Wygraj. Zostaw dawną siebie daleko z tyłu i wygraj. Przecież wiem, że potrafisz. Ale ja nie...
Możesz mi wierzyć albo nie, ale gwarantuję ci, że kiedyś będzie lepiej. Odnajdziesz to, czego ciągle szukasz i za czym czekasz, i stwierdzisz, że nie było warto. Spotkasz człowieka, którego utraciłaś gdzieś po drodze i zrozumiesz jak wielkim błędem to było. Wyjedziesz, daleko stąd i spojrzysz na swoje życie z zupełnie innej strony, a wtedy zrozumiesz, że wystarczy tylko trochę poczekać, a dostanie się to, czego od zawsze się pragnęło. Daj czas swemu szczęściu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

I jak?

środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział 3 " Może tak właśnie ma być?"

Czuliście się kiedyś tak jak ja teraz? 
Bezsilni? 
Bez jakiegokolwiek sensu życia? 
Ostatnimi czasy mam ciągłe wrażenie, że grunt mi się osuwa pod nogami. 
Pewnie niektórzy powiedzieliby mi, że takie jest życie. 
Jakie? 
N I E S P R A W I E D L I W E? 
Owszem, ale dlaczego tak jest? Jedni zwalają to na nasze decyzje inni na ingerencje z góry. 
Niektórzy piszą książki pod tytułem np." Jak wychować dziecko by osiągnęło sukces." 
Są też tacy, którzy wolą oddać życie własnemu biegowi. 
A wy do jakiej grupy się zaliczacie? 

Życie nie zawsze jest takie, jakie byśmy pragnęli. Czasami coś nie idzie po naszej myśli, nie wygrywamy, marnujemy ostatnią szansę. Bywa, że los jest okrutny i przez całe życie będziemy zmuszeni szukać odpowiedzi na pytanie: dlaczego? Choć tak bardzo się staramy, nadal nam nie wychodzi. Być może to nie nasza wina. Może tak właśnie ma być? Może Bóg tak chciał? Może w przyszłym życiu będzie lepiej? A może teraz musimy się namęczyć, by po uzyskaniu celu, stwierdzić, że było warto? 
Jedni mają talent muzyczny. Inni ładnie malują. Są też tacy, którzy świetnie tańczą. 
A ja ? N I E M A M P O J Ę C I A. 
Jaka jestem? N I J A K A 


- Monika, nic nie zmienisz. Postanowiłam, że wyjadę. Nie trawie mojego życia. Duszę się żyjąc w ten sposób. - powiedziałam cicho łkając. Nie kłamałam, po prostu nie potrafiłam tak żyć. Od imprezy do imprezy, bez głębszego sensu. Nic mnie tu już nie trzymało. Może gdzieś indziej będzie mi lepiej. 
- Przemyśl to, proszę. Jesteś tu potrzebna. 
- Komu?! - coś zaczęło się we mnie łamać. Ścisnęłam ręce w pięści.- Ojcu? On ma mnie gdzieś! Najważniejszy jest dla niego alkohol! To jego życie, jego problem, nie mam zamiaru mu więcej pomagać. Nie ma to najmniejszego sensu. Matce? Ona ma swoich pacjentów i pieniądze. Niczego więcej nie potrzebuje. Ja dla niej nie istnieje. Jestem tylko kulą u nogi. Już to przemyślałam. Matka się zgodziła. Jadę do brata do stanów. Nie zmienię zdania! 
- Jak chcesz, ale pamiętaj, że zawsze będziemy tu na ciebie czekać. Ja i cała paczka. Jeśli coś jeszcze dla Ciebie znaczymy!- odparła z wyrzutem. Tak bo uwierzę, że tak jest. 
- Zrozum... 
- Co mam zrozumieć. To, że zachowujesz się jak kompletna egoistka?
- To nie tak. -powiedziałam. 
- A jak? - spytała. Jeszcze się pyta. 
- Mi też jest trudno tak po prostu odejść ale muszę, nie potrafię inaczej. 
- Dobrze. Masz zamiar wrócić? 
- Nie wiem. Może... - W rzeczywistości wiedziałam, że raczej nie. 
- Świetnie- odparła ze złością.- powodzenia. 
- Proszę nie miej do mnie pretensji. 
- Okej, ale obiecaj, że o nas nie zapomnisz. 
- Co to to nie. Przysięgam. - kolejne kłamstwo. 

* * * 
Właśnie zapięłam ostatnią walizkę. 
Miałam wyrzuty sumienia. Zostawiam tu przyjaciół. Monika ma rację, jestem egoistką. 
Otwieram pierwszą napotkaną książkę na losowej stronie. 
Czytam pierwsze zdanie. 
" Czasem człowiek powinien wybrać się na spacer i przemyśleć parę spraw." 
Tego potrzebuje.... 
* * * 
Założyłam trampki, delikatnie położyłam rękę na zimnej klamce. Pociągnęłam.... 
Leciutki wiaterek musnął moją twarz. Ruszyłam chodnikiem w nieznane. Byle jak najdalej od domu. Odetchnąć... 

Przysiadłam na dużym kamieniu . Wsadziłam stopy do wody. 
Tego mi będzie brakować. Morza, tych lasów, tych miejsc... 

* * * 
Następnego dnia... 
Stoję na lotnisku patrząc na odjeżdżającą matkę. 
Czuje pustkę w sercu. Smutek mnie ogarnia od serca aż po czubki palców. Puszczam barierkę. Idę do łazienki. Spoglądam w lustro. Oblewam twarz wodą. 
- KIM JESTEM?- pytam sama siebie. Czuję, że mimowolnie się rozklejam. Płaczę... 
Jedna łza... 
Druga.... 
Trzecia... 

* * * 

Miałeś w życiu taki moment, gdy stwierdziłeś, że to już koniec? Gdy dotarło do Ciebie, że wszystko, co dotychczas robiłeś, nie miało najmniejszego sensu? Chciałeś zrobić krok do przodu, ale zawsze cofałeś się w tył? Pragnąłeś tak wiele, a wyszło jak zawsze? Znasz to uczucie, kiedy starasz się ze wszystkich sił, a na mecie okazuje się, że to było niepotrzebne? Jak się wtedy czujesz? Wykorzystany? Niepotrzebny? Samotny? Chciałbyś to naprawić, ale nie masz już sił? Nie przejmuj się. Nic nie jest warte pracy, w którą włożyłeś całe serce. 

środa, 20 sierpnia 2014

Rozdział 2 ,, Kebab"

Zaczerpnęła haust świeżego powietrza dolatujący do Niej prosto z morza. Wyciągnęła swoje zgrabne nogi na krzesło po drugiej stronie stolika, tym samym delektując się gorącem lipcowego słońca. Przymknęła powieki skromnie się uśmiechając. Tak, jakby poczuła, że w końcu jest dobrze, że przez tą chwilę może czuć się zupełnie wolno i swobodnie. Ten relaksujący, aczkolwiek chwilowy odpoczynek przerwał Jej kelner:
- Proszę, Twój kebab. – powiedział podając Jej bułkę ze smakołykami. Dziewczyna otworzyła swoje niebieskie oczy ponownie zaciągając się zapachem chłopaka. Zdjęła nogi z krzesła prostując się i odbierając zamówienie.
- Dzięki. – parsknęła . – Ile płacę?
- Dychę. – odpowiedział spoglądając na Nią swoimi zielonymi tęczówkami. Wyjęła z kieszeni wszystkie drobne kładąc mu je na tacę. – Dzięki i smacznego. – rzucił wysoki, opalony brunet.
- Nie przeliczysz ? – zapytała zdziwiona.
- Wierzę Ci.
- Na jakiej podstawie? Przecież się nie znamy.- syknęła lekko oburzona.
- Ale możemy się poznać i to jakoś daje mi wiarę, że nie jesteś oszustką. – powiedział. – Za piętnaście minut kończę zmianę. Zaczekasz za Mną i pójdziemy na spacer? – zapytał trochę bojąc się odpowiedzi.
- No jeśli już tak bardzo chcesz. I tak nie mam lepszego zajęcia. – rzuciła z powrotem zajmując miejsce na krześle. Wzięła ze stolika plastikowy widelec zajadając się posiłkiem serwowanym przez kelnera. Kilka minut później miała już puste ręce.

- Szybko Ci to poszło. – rzucił zielonooki chłopak.
- Tobie też. – syknęła .
- No tak, urwałem się trochę wcześniej. Nie chciałem żebyś musiała czekać. – rzucił.
- Nie ma problemu . – zaśmiała się.
- A tak w ogóle. - jestem Krystian – dokończył wyciągając w Jej kierunku dłoń.
- Ładnie. Ja mam na imię Kamila.odpowiedziała odwzajemniając uśmiech i ujmując jego dłoń. Jego gładka skóra i gorąc ciała, które zdążyła poczuć lekko przejeżdżając Jego rękę, sprawiły że momentalnie dziewczyna poczuła w brzuchu motylki.
- Czym się interesujesz? - zapytał lekko speszony. Nie znalazł innego tematu do rozmowy.
- Gram w siatkówkę, słucham rapu, czytam książki, imprezuję. Jest wiele takich rzeczy, ale nie znamy się, dlatego Ci ich nie ujawnię.
- Jak tam chcesz. – rzucił wkraczając na piaszczystą plażę. Kiwnął ręką do chłopaków, którzy kilkadziesiąt metrów od Nich szaleli na Jej wymarzonych rowerach.
- Kumple? – zapytała .
- Tak, z tej samej klasy nawet i niestety. – dodał słodko przygryzając wargę i kierując wzrok w Jej stronę. Ruszyła w kierunku drewnianej poręczy, po czym ze wzrokiem rzuconym na morze oparła się cicho wzdychając. Podszedł do Niej opierając się dłońmi o Jej ciało. Byli na tak doskonałej bliskości, że tylko sekunda dzieliła ich połączenia warg. Gdy nagle z prawej strony podjechali ‘ rowerzyści ‘.
- Kogo Ty znowu wyrwałeś w tej swojej robocie, co ? – rzucił jeden z Nich poklepując Go po plecach.
- To ja już będę lecieć. – rzuciła Kamila omijając szeroko ich wszystkich.
- Zaczekaj! – usłyszała za sobą. Mimo wszystko i tak się nie zatrzymała. – Stój!
- Czego chcesz do cholery? – krzyknęła odtrącając Go od siebie. – Jestem kolejną laską, którą wyrwałeś jako kelner? Kolejną zabawką, dziewczyną do łóżka? Nie ten adres, kolego. – rzuciła dalej idąc w swoją stronę. Szli tak przez całe miasto , aż w końcu znaleźli się na Jej osiedlu.
- Idź już. – syknęła odwracając się do Niego.
- Chcę Ci tylko powiedzieć, że to nie tak.. – zaczął próbując się tłumaczyć.
- Ty już nic lepiej nie mów. – rzuciła próbując odejść. Złapał Ją za dłoń energicznie przyciągając do siebie. Pocałował Ją w policzek, po czym szepnął na ucho krótkie ‘ do zobaczenia ‘ . Kamila nie była zadowolona z tego incydentu, dlatego nie uśmiechnęła się ani też nic nie odpowiedziała Mu na pożegnanie. Miała tylko nadzieję, że już nigdy więcej Go nie spotka. Możliwe, że zareagowała zbyt pochopnie.
-Tak jestem po prostu przewrażliwiona...- mówiła sobie w duchu. - nie radzę sobie z tym. Staje się oschła, niemiła i egoistyczna. Muszę odetchnąć.


Zamknęła za sobą drzwi domu . Odstawiła torbę i weszła do kuchni. Była idealnie, bogato urządzona tak jak cały dom. Co z tego jeśli wszędzie walały się butelki ojca śpiącego na kanapie w salonie . Matki jak zwykle nie było. Co to za rodzina bez domowników.

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rozdział 1 "Zaplątana we własnym życiu"

Kamila-z pozoru miła dziewczynka, cicha, zgrywająca zamkniętą w sobie, w końcu otwarła się na ludzi, ukazując swoje oblicze. Niska brunetka , wygadana i czasem pyskata siedemnastolatka z masą problemów na głowie.
- Kama !- krzyczała Monika, jedna z jej przyjaciółek.-Kamila !- powtórzyła starając się podbiec do niej . Szła nierównym chodnikiem w swoich czarnych reebokach , szarych baggy i niebieskim luźnym t-shircie. W jednej ręce niosła puszkę chłodnej Pepsi, w drugiej telefon, na którym produkowała kolejnego sms’a.
- Kamila- wydarła się już z całej siły, tym razem doganiając Ją i chwytając za ramię.
- Co jest? – zapytała przestraszona wyjmując z uszu słuchawki.
- Wołam Cię od kilku dobrych minut.
- Sory, nie słyszałam. O co chodzi ?
- Gdzie idziesz? – zagadała dotrzymując Jej towarzystwa.
- A gdzie Ja mogę iść, co ? – syknęła lekko podenerwowana. – Przecież nie pójdę do domu, żeby znów patrzeć na walące się butelki po wódce. Żeby wąchać ten nadmiar alkoholu wirujący w powietrzu. Żeby sprzątać syf, jaki zostawia po sobie ojciec. Mamy i tak nie ma. Zapewne siedzi w swoim gabinecie i przyjmuje kolejnych, niby chorych pacjentów. – rzuciła popijając zaschnięte gardło colą.
-Na imprezę idę przecież.Idziesz ze Mną? – powiedziała pytająco. Skinęła głową na znak, że się zgadza. Gdy obje już się zbliżały do wyznaczonego przez Kamilę miejsca z daleka zobaczyli już Mikiego, Jokera, Paulę i Odiego. Podeszły, witając się i dosiadając na ławce. Przed chwilą zakupiona paczka L&M’ów niebieskich zaczęła otwierać się w rękach Kamili . Poczęstowała pozostałych , po czym zaciągnęła się kolejną dawką nikotyny.
- No to co impreza czeka. -rzuciła
Na Mnie czas, fizyka czeka. – rzucił Joker.
- Na Mnie gegra . – odpowiedziała Paula. Reszta ekipy rozsypała się po kolei z wielu innych powodów.
- Ja jeszcze chwilę posiedzę. – rzuciła Kamila patrząc na innych.
- W takim razie do zobaczenia jutro rano. – rzuciła Monika machając ręką. Kamila odpaliła jeszcze jednego papierosa zatapiając głowę w swoich bezgranicznych przemyśleniach. Po kilku minutach skończyła i zgasiła peta na boku ławki. Wstała i ponownie wkładając słuchawki w uszy ruszyła przed siebie. Wiedziała, że do domu o tej porze nie ma po co wracać. Nawet na obiad nie miała co liczyć. Przeliczyła drobne w swojej kieszeni, doliczając się marnych dziesięciu złotych. Postanowiła iść do budki z kebabami mieszczącej się niedaleko molo. Na ulicach miasta słońce piekło do ponad 30 stopni. Wczasowicze i ludzie przechadzający się wtedy tą samą ulicą, co ona, ubrani byli w krótkie spodenki i przewiewne bluzki, dlatego Jej baggy i reeboki poza kostkę wywoływały dziwne spojrzenia . Mimo to , w końcu dotarła na miejsce. Zajęła sobie stolik w cieniu przyglądając się mijającym Ją ludziom. Po kilku minutach podszedł do niej kelner. Wysoki, nieźle opalony brunet, o typowo zielonych oczach.
- Co podać? – zapytał .
- Kebaba w bułce, z sosem czosnkowym, bez papryki, tylko żeby ciepły był. – rzuciła.
- Jakie wymagania. – odpowiedział szeroko się uśmiechając.
- Podobno klient, nasz Pan. Także wiruj do kuchni i złóż to marne zamówienie. – syknęła mierząc Go od góry do dołu.
- Jasne. Już się robi. – powiedział odchodząc. Pozostawił po sobie zapach wspaniałych perfum, którymi Kamila niesamowicie się zafascynowała.