czwartek, 11 grudnia 2014

Rozdział 5- "...Żeby stać się kimś innym nie trzeba za czymś gonić ani czegoś szukać, wystarczy spojrzeć w głąb siebie, w serce, które za każdym razem powie to samo: urodziłeś się by być tym, kim jesteś...."


Świadomość, jak bolesne bywa życie, boli niemiłosiernie. Chwile, w których uświadamiamy sobie, że gorzej już być nie mogło, bywają trudne do zrozumienia. Momenty, gdy tracimy coś bezpowrotnie, wpisują się w naszą pamięć już na zawsze. Jesteśmy ludźmi. Popełniamy błędy. Pochopnie podejmujemy decyzje. Marzymy. Myślami wracamy do przeszłości. Żyjemy. Staramy się każdego dnia coraz mocniej. Aż w końcu odpuszczamy. Codzienność traci swój rytm. Brakuje sensu i celu. Żyjemy, ale nie można tego nazwać normalnym istnieniem między ludźmi. Udajemy. Gramy nie swoje role. Ukazujemy się w fałszywym świetle, przez co tracimy na wartości.

* * *

Ten dzień nie należał do pogodnych. Słońce co jakiś czas wyglądało zza chmur, lecz robiło to tylko chwilowo. Co jakiś czas kilka kropel deszczu odbijało się o chodnik.
Miasto żyło już od siódmej godziny rano. Rozbiegani ludzie, pędzące auta, krzyczące dzieci, których mamy odprowadzały je do przedszkola, po drodze rozmawiając o nowym butiku w centrum. Mogłoby się wydawać, że pomimo pogody pół miasta wybiegło na ulice.
Gdzieś pomiędzy tymi wszystkimi, zajętymi swoim życiem ludźmi, na ubocznym murku siedziała Kamila. Oddalona od tego pędu i hałasu, trzymając papierosa w trzęsących się dłoniach, zastanawiała się nad jednym, dość ważnym pytaniem: DLACZEGO JA?

* * *

Nadszedł czas aby opowiedzieć wam trochę o mojej rodzinie albo raczej o tym co z niej pozostało.
Można powiedzieć, że moi rodzice są ze sobą od przeszło dwudziestu lat. Tak naprawdę tylko na papierze. Tego od pewnego czasu nie można nazwać małżeństwem...
Mama nie mogła zostawić ojca pomimo, że poza pracą ciągle chodził pijany, bił ją i ciągle krzyczał. Ona wciąż go kocha. Oszukuje się, że będzie lepiej ale nie będzie... Jestem tego pewna.
Mam starszego brata Dominika, który w czasie napadów ojca się mną zajmuje.
Lubie go bo on jedyny choć trochę na mnie zwraca uwagę. Przynajmniej kiedyś tak było...
Rodzice się do niego nie odzywają od ponad półtora roku. Wtedy bez ich wiedzy zabrał mnie i moją siostrę do siebie. Tego dnia Emilia zginęła. Rodzice mu tego nie wybaczyli. W rzeczywistości ja jestem winna jej śmierci ale mój kochany brat bohater wziął to na siebie. Od tego czasu dręczą mnie wyrzuty sumienia. Każdej nocy śni mi się Emili. Przez to wpadłam w depresję. DLACZEGO ŻYCIE JEST TAKIE TRUDNE?
Wiele razy próbowałam popełnić samobójstwo.
Zawsze ktoś mnie odratowywał. Momentami wydaje mi się, że powoli uczę się żyć. Że staram się zapełnić pustkę, która ogarnęła moje serce. Ale nadchodzi też taki czas, który powtarza mi, że jestem zbyt słaba by wygrać walkę z przeszłością.
ZBYT SŁABA by nawet się zabić.
Jak żyć by mieć nadzieję na lepsze jutro? Co skłania Boga do zrzucania na człowieka ogromnego ciężaru istnienia? Czy można mieć pretensje do samego siebie za to, że nadal tutaj się jest? Jak długo trwa czas, w którym śmierć wydaje się być lepszą opcją niż życie? I co zrobić by funkcjonowanie na tym świecie było najlepszą inwestycją z jaką poradził sobie Bóg?

* * *
Zauważyłam znajome czarne BMW . A co jeśli Dominik nie wybaczył mi tak jak rodzice? Byłam zagubiona. Nigdy nie rozmawiałam o wypadku z nikim oprócz rodziny. Nie było nikogo kto by znał moją tajemnice...
Nie było nikogo odpowiedniego.
Znowu moja psychika siadała. Kolejne łzy. Łzy osamotnienia.
Z samochodu wyszedł kolega Dominika i zapakował moje rzeczy do bagażnika. Chyba miał na imię Honoriusz bo mój brat mówił do niego Honor. A może Hubert. Nie pamiętam...
Obejrzał mnie od góry do dołu. Zauważył, że płaczę. Znał moją sytuacje... niestety.
Wymienili spojrzenie i po chwili leżałam na tylnej kanapie samochodu.
Tym razem nie było przebacz. Płakałam przez ponad dwu godzinną drogę. W ciszy. Gdy Dominik się odwracał uśmiechałam się. Robiłam dobrą minę do złej gry.
W duszy wiedziałam, że on o tym wiedział.
DLACZEGO JESTEM TAKA SŁABA?

* * *

Ludzie często naklejają na twarze sztuczne uśmiechy. Udają. Chcą przez chwilę byś kimś innym. Wchodzą w inny świat, w chwilowe nowe życie. Kłamią. Oszukują. Po co? Aż tak źle jest im w rzeczywistości? Nie. Oni szukają wzniesienia, czegoś co pokaże im jak żyć. Chcą zacząć od nowa, od podstaw. Są w błędzie. Żeby stać się kimś innym nie trzeba za czymś gonić ani czegoś szukać, wystarczy spojrzeć w głąb siebie, w serce, które za każdym razem powie to samo: urodziłeś się by być tym, kim jesteś.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Z góry przepraszam za błędy.

wtorek, 2 grudnia 2014

Rozdział 4 ,, Szczęściarz"


Szczęściarz. Człowiek, któremu wszystko jest po drodze. Nie przegrywa. Nie cierpi. Niezależnie w co włoży ręce, zawsze mu się to uda. Nie potyka się. Nie upada. Nie wie co to pech. Nosi przy sobie czterolistną koniczynkę? Codziennie spotyka kominiarza? Czarny kot nigdy nie przebiegł mu drogi? Ma w domu milion porcelanowych słoników z podniesioną trąbą? Nie. Po prostu jest szczęściarzem, wielkim przeciwieństwem mnie - dziewczyny wiecznie nienawidzącej życia.

* * *

Spoglądałam przez okno przez wiele godzin. Widziałam oddalające się lotnisko. Coraz mniejsze, bardziej oddalone.
Żegnam mój kraj, rodzinę, problemy, marzenia, życie...
Zostawiam tu przyjaciół, wspomnienia, wszystko... tak po prostu.
Wiele o tym myślałam ale wciąż mam wątpliwości.
A jeśli tam będzie jeszcze gorzej?
Jeśli zamiast ciągle się osuwać... osunę się na dobre?
Może mi się wszystko zwali na głowę.
Równie dobrze mogę odnaleźć tam swoje przeznaczenie i nigdy więcej nie uronię kolejnej łzy osamotnienia?

* * *

Momentami wydaje mi się, że powoli uczę się żyć. Że staram się zapełnić pustkę, która ogarnęła moje serce. Ale nadchodzi też taki czas, który powtarza mi, że jestem zbyt słaba by wygrać walkę z przeszłością.

* * *

W samolocie dominuje biały kolor oraz zapach lawendy. Zamykam oczy. Ronie kilka łez.
-Mogę się dosiąść? -słyszę cichy melancholijny męski głos. Dlaczego teraz kiedy się rozkleiłam?
-Jeśli sobie tego życzysz.- odpowiadam po chwili namysłu. Czuje miły, delikatny zapach męskich perfum. Otwieram oczy. Zauważam dużo wyższego ode mnie bruneta o zielonych oczach. Siedzieliśmy przez chwile w ciszy. Słychać było tylko przytłumione rozmowy kilku osób w samolocie. Nic dziwnego. Jest późno.
-Jestem Filip i mam dziewiętnaście lat. A ty co mi powiesz o sobie?
-Kamila siedemnaście lat. Numer buta też mam podać? - wycedziłam przez zęby.
-Oj nie spinaj się tak. Po prostu się nudzę. Dlaczego płaczesz? - w tym momencie coś znowu zaczęło się we mnie łamać. Znowu miałam to uczucie... żalu, wyrzutów sumienia. Widok umierającej siostry, nagłówków gazet. Wszystko przeze mnie...
Czuje jak się staczam.
-Nie twój interes.- odpowiadam.
-Spoko. Dokąd lecisz?
-Do nowej rzeczywistości. Do miejsca, w którym mam nadzieje znajdę swoje miejsce na ziemi. - o dziwo się uspokoiłam. Moje oczy nadal się iskrzyły ale już nie tak bardzo. Może to dobrze, że się przysiadł.
-Takiego miejsca ze świecą szukać. Jesteś polką? Świetnie mówisz po polsku.-
-Tak, jestem z Sopotu. A ty? - spytałam zaciekawiona.
-Z polskiego miasta w stanie Waszyngton.
-Żartujesz? Też tam jadę. - dziwny zbieg okoliczności. Nie wierzę w zbiegi okoliczności.
-Nie, nie żartuje. Na serio tam mieszkam. Po co się tam wybierasz?
-Mam tam mieszkać z bratem. - odpowiedziałam.
-Na jakiej ulicy? - nie wiem dlaczego mu ufam. Moja kolejna wada. Za bardzo ufam ludziom.
- Chyba na zamiejskiej. A co Cię tak to interesuje?
- Nie wiem tak po prostu. Mieszkam niedaleko. Mogę Cię odwieść z lotniska. Jeśli chcesz oczywiście.- powiedział z uśmiechem.
-Dzięki, brat po mnie przyjedzie. Ale możemy się jeszcze kiedyś spotkać jeśli chcesz. Nie znam tam nikogo- no i palnęłam.

* * *

Wymieniliśmy się telefonami gadaliśmy przez cały lot. Mam nadzieje, że jeszcze go spotkam. Wydaje mi się, że skądś znam Filipa.
Nie to tylko moja chora wyobraźnia.

* * *
Gdyby istniała możliwość cofnięcia się do jednego wybranego momentu w życiu, jestem pewna, że każdy by ją wykorzystał. Znaleźlibyśmy się w chwili, gdy powiedzieliśmy o kilka słów za dużo, gdy poszliśmy w złą stronę, gdy zachowaliśmy się nieodpowiednio, gdy odpuściliśmy, gdy mogliśmy zrobić więcej, gdy przestaliśmy walczyć. Myślę, że każdy z nas naprawiłby swój błąd, udoskonaliłby przeszłość, znalazł nową ścieżkę i nie cofał się do momentu, w którym zniszczył wszystko.

* * *

Weź się w garść. Pozbieraj części siebie, które upadły. Weź głęboki oddech. Zapomnij o wszystkim, co ciągle ciągnęło cię w dół. Oderwij się od dawnej codzienności. Zawalcz o swoją przyszłość. Staraj się. Nigdy nie mów, że jesteś słaba. Nie wmawiaj sobie, że nie dasz rady. Zrób krok do przodu, a potem następny i jeszcze kolejny. Wygraj. Zostaw dawną siebie daleko z tyłu i wygraj. Przecież wiem, że potrafisz. Ale ja nie...
Możesz mi wierzyć albo nie, ale gwarantuję ci, że kiedyś będzie lepiej. Odnajdziesz to, czego ciągle szukasz i za czym czekasz, i stwierdzisz, że nie było warto. Spotkasz człowieka, którego utraciłaś gdzieś po drodze i zrozumiesz jak wielkim błędem to było. Wyjedziesz, daleko stąd i spojrzysz na swoje życie z zupełnie innej strony, a wtedy zrozumiesz, że wystarczy tylko trochę poczekać, a dostanie się to, czego od zawsze się pragnęło. Daj czas swemu szczęściu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

I jak?